Dziwnie się czuję mając świadomość, że go nie ma.. bo zawsze był. Po tym wiecznym gadaniu o jego nieśmiertelności chyba sam uwierzyłem, że nie umrze nigdy.
Jego muzyki - uczciwie przyznam - raczej nie trawię, ale nigdy nie przeszkadzało mi to w tym, aby uważać go za wybitnie odjechanego gościa. "Biała gorączka" to chyba najzabawniejsza biografia rockowa jaką czytałem.
Może zbaczam z tematu, ale mnie też jakiś kaszel ostatnio męczy..
